"Oboje obudziliśmy się wcześnie rano,czułem się rześko.Jak na co dzień Harry zszedł na śniadanie,uwielbiam ten dźwięk skrzypiących schodów gdy schodzi.Chłopak był najwidoczniej w tak samym dobrym humorze jak ja.Stanął w progu,oparł się i uważnie śledził każdy mój ruch.Czułem go na sobie..niechcący pobiłem 2 szklanki i paczkę jajek.
-Lou a może dzisiaj ja zrobię śniadanie?-zaproponował
Uśmiechnąłem się znacząco i pozostawiłem dziś kuchnię Hazzie.Wtedy na telefonie,który leżał na stole pojawił się napis "1 nieodebrane połączenie"..chwyciłem go odruchowo.Był od Eleanor.Harry zaczął energiczniej poruszać patelnią..zgadłem,że pomyślał sobie,że ja i El coś ten..Chcąc go uspokoić podszedłem bliżej,złapałem go w biodrach a brodę miałem tak blisko jego ust.Delikatnie musknąłem jego szyję i uciekłem..Harry zaśmiał się znacząco.
Podbiegł do mnie i rzucił się obok na kanapie.Kochałem takie chwile gdy byliśmy tak blisko ze sobą.
Nasze wspólną chwilę znów musiał ktoś przerwać.Zerwałem się gwałtownie z miejsca bo jakiś kretyn dzwonił dzwonkiem jak oszalały.Otworzyłem je i ujrzałem za nimi dostawcę pizzy.
Zdziwiony pytam..
-O co chodzi?
-Zamawiał pan pizzę-dostawca powiedział to z taką ironią w głosie,że nie uwierzyłem.
-Przepraszam,ale ja nic nie zamawiałem-próbowałem przetłumaczyć kolesiowi do rozumu.
Wtedy Harry pojawił się w drzwiach.
-Ile płacimy?
- 20 dolarów.
Harry podał pieniądze i zabrał pizzę.A następnie poszliśmy do salonu.
-To Ty ją zamówiłeś?-spytałem całkiem poważnie
-Nie,ale była okazja to musieliśmy skorzystać.
To co było w nim bardzo uroczego oprócz uśmiechu to to,że zawsze mówił ,wszystko w liczbie mnogiej.
Później po "śniadaniu" wyszliśmy połazić po Londynie.Lubiliśmy chodzić tak bez celu.Udawało się nam zawsze wpaść na kogoś ciekawego i było mnóstwo wspomnień z tych wycieczek.Ten dzień naprawdę zapowiadał się pełen przygód,ale nie przypuszczałem,że aż tak dużo się zmieni.Usiedliśmy na chwilę na ławce.Chwilę panowała martwa cisza,ja obserwowałem otoczenie a Harry zamknął oczy i chyba o czymś myślał.Gdy nagle szturchnąłem go gwałtownie.
-Ej Ty Harry,też to słyszysz?
-Co takiego?-zapytał zadziwiony
-Jakby płacz dziecka!
Wstałem z ławki,uklęknąłem i zaglądnąłem pod krzaki.Tam ujrzałem małego blond włosego chłopczyka.Był cały zapłakany i naprawdę przerażony.Nigdy wcześniej nie miałem takiej sytuacji w życiu..Harry natychmiast przykucnął obok mnie i tak chwilę staliśmy patrząc na tą małą bezbronną istotę bez celu.Jednak w pewnym momencie wyciągnąłem do niego powoli rękę.
-Cześć,jak masz na imię?-zapytałem łagodnie
Chłopczyk tylko zakrył twarzyczkę małymi rączkami.
-Ja jestem Harry,a to wujek Lou..chciałbyś pójść z nami na lody?
Wątpiłem by to zadziałało,ale o dziwo chłopiec powoli odkrył twarz i lekko kiwnął główką.
Harry zaśmiał się lekko i wyciągnął do niego dłoń.Chłopczyk złapał się za nią.Tak jak obiecał mu Hazz poszliśmy na lody.Tam próbowaliśmy dowiedzieć się chociaż trochę na temat dziecka.
Jedyne co udało się nam wyciągnąć z tego malucha to to,że ma na imię Mike.No więc owy Mike zajadając sie lodami wyglądał na naprawdę szczęśliwego.Miałem tyle myśli w głowie.. "Skąd się pojawił,gdzie jego rodzice, i co sam robił w tak zatłoczonych częściach Londynu..".Starałem się nie okazywać chłopcu tego,że byłem zdenerwowany..Gdy zjadł już lody postanowiliśmy zabrać go do domu.Tam Harry sam zadbał o niego..dał mu jeść,umył buzie i rączki a potem położył spać.Byłem więcej niż zdziwiony..Nie przypuszczał bym,że tak dobrze umie zająć się dziećmi.Stałem tak oparty o stół.Czułem się rozdarty..Bo co teraz będzie z Mike'm? Harry widząc,że jestem zdeziorentowany zażartował.
-No widzisz Lou w końcu doczekaliśmy się dziecka.
Przytuliłem się do Hazzy.Naprawdę polubiłem tego malca choć tak krótko go znamy.
Następnego ranka wpadli do nas chłopcy,nie chcieliśmy im mówić o tym,że znaleźliśmy przypadkowo dziecko na ulicy.
Jednak Niall był szybszy.. siedzieliśmy sobie wszyscy na kanapie pijąc zimne piwo..Wtedy Niall powoli zeszedł z schodów.I zapytał głośno..
-Ty Louis wy na serio jesteście już w takim etapie związku,że dziecko macie?
Zbladłem.Natomiast reszta chłopców zaczęła się śmiać,Niall też.Pierwsze co pomyślałem to to,że wie o tym co łączy mnie i Hazzę,ale to przecież niemożliwe..
Zayn widząc jak wyglądam walnął mnie lekko w ramię..
-Ej Louis dobrze z Tobą?Niall żartował z tym dzieckiem.. Naprawdę wyglądacie mi raczej na tatę i syna.Poczochrał mnie po włosach a ja jak zwykle musiałem robić dobrą minę do złej gry.
-Zayn tylko problem jest w tym,że ja nie żartuję.- Niall podrapał się po głowie
-No bo wczoraj widzicie..jak poszliśmy na spacer znaleźliśmy małego chłopca pozostawionego bez opieki.Nie wiedzieliśmy co robić więc go wzięliśmy.
Chłopcy wydali się niezbyt zdziwieni.Chwilę panowała cisza,ale Niall zaproponował..
-To może zostawimy to chłopakom?W końcu to ich dziecko. -Liam złowrogo popatrzył się na Niall'a.
W ten właśnie sposób reszta 1D dowiedziała się o znalezionym dziecku i na tym temat został zakończony.W sumie to cieszyłem się z tego powodu.
Wieczór spędziliśmy całkiem miło..a przynajmniej jego część.Mike potrzebował opieki.Ale tak mogę powiedzieć,że bardzo miło go spędziliśmy...
Oczywiście dawno nie wspominałem co z moją nauką jak i z szkołą Hazzy..Jakoś powoli nam szła.Nie było źle ale też nie rewelacyjnie.Nie mogłem doczekać się wakacji.Naprawdę były mi tak cholernie potrzebne teraz..Hmm zapytasz a co z naszą karierą?Owszem chodziliśmy z chłopakami do studia i ćwiczyliśmy..dużo.Niedługo miały być już publiczne występy.Strasznie się baliśmy,ale powtarzałem,że jakoś to będzie.Eleanor wiele razy chciała się ze mną umówić,ale obiecałem Hazzie,że nie będę się z nią jakoś specjalnie zadawał.
*********
Dziś krótko i na temat ;) nowy wątek-dziecko.Aww to takie słodkie <3 Larry 'ma dziecko' :D Wydaje mi się ok ten rozdział.A wy co sądzicie?
~~By Anka
Rozdziały ;
czwartek, 21 lutego 2013
piątek, 15 lutego 2013
Kolejny one shot.
"Harry,Harry poczekaj!-krzyczał z dala mały grubszy chłopczyk.Harry obrócił się i z uśmiechem podał rączkę chłopczykowi bo tamten zmęczony uklękł na chodniku.Harry wiedział,że chłopczyk miał problemy z zdrowiem przez jego wagę,ale czasem zapominał.Po chwili do Lou,który bardzo dyszał podbiegła mama Harry'ego.
-Nic ci nie jest kochanie?
Skarciła małego Harry'ego i powiedziała z podwyższonym tonem.."Harry nigdy więcej nie biegaj tak szybko,widzisz co z Lou?!".Mały chłopczyk zakrył rączkami twarzyczkę i uronił malutką łzę.Nie lubił gdy mama na niego krzyczała,a robiła to często od kąt odszedł tatuś.Mama mówiła,że tata ich już nie kocha i ,że Harry ma o nim zapomnieć.Było to naprawdę ciężki przeżycie dla tak małego dziecka.Na szczęście miał przyjaciela,ale o niego też się martwił.".
*wiele lat później*
Szpitalny korytarz..szare,smutne i przygnębione ściany.Harry siedział na jednym z krzeseł w korytarzu mocno zaciskając dłonie.Był tak bardzo wykończony.Serce biło tak szybko a z czoła ciekł mu pot chociaż wcale się nie ruszał.Oczy utknęły na jednym punkcie..wśród pustego korytarzu.Powoli uniósł dłoń by poprawić lok,padający na jego czoło..obok niego stała blada i przerażona pani.. Harry dobrze wiedział kto to.Przecież to część Louisa..Jego rodzina..tak to jego mama.Płacząca w ramię jego własnej matki.Wzrok obu kobiet był tak bardzo krępujący i oschły,że chłopak nie potrafił długo patrzeć się w ich zaszklone oczy.Od wielu godzin w głowie słyszał tylko jedno zdanie.. "Louis przeżyje".Tak zaczyna a może i kończy się historia.Mały grubszy chłopczyk u którego wykryto wadę serca i jego przyjaciel-całkiem zdrowy z loczkami na głowie..Po wielu godzinach walki o życie..lekarz wychodzi na korytarz.Twarze obu kobiet natychmiastowo pochyliły się ku niemu.
-Co z moim synem?!-krzyczała przerażona pani Tomlinson.
Doktor przełknął powoli ślinę i otarł pot z czoła.Harry uważnie słuchał słów lekarza i słyszał za razem bicie własnego serca.
-Operacja się udała,Louis żyje.-tylko tyle był w stanie powiedzieć,po tym jak wpatrywał się w zaszklone i pełne żalu oczy matki,która tak bardzo kocha swoje dziecko.
Harry popłakał się.Sam dziwił się,że nie zrobił tego wcześniej,ale tak właśnie łzy płynęły po jego bladych policzkach.Był szczęśliwy..pierwszy raz w życiu.
Tydzień później razem odwiedzają Lou w szpitalu.Delikatnie uchylając drzwi ujrzeli małą chudą już istotkę z podkrążonymi oczętami.Matki zbliżyły się powoli,Harry pozostał jednak w progu drzwi.Po tej ilości leków chłopak był naprawdę wycieńczony.Otworzył powoli oczy i uśmiechnął się na widok ukochanych osób.Pewnie macie teraz dużo pytań..skąd znają się obie kobiety i kim są dla siebie Louis i Harry?Odpowiedzi są tak skomplikowane i zarazem niesamowite,że lepiej usłyszeć je od nich samych. [..] matki postanowiły zostawić swoich synów.Harry powolutku usiadł obok przyjaciela..pogłaskał jego rękę..a następnie policzek.Louis był szczęśliwy.Już po wszystkim,już po tym piekle.Chłopak o lokowanych włosach z urzekającymi dołeczkami na twarzy miał 17 lat,Lou był 2 lata starszy.
Ale może by dokładnie przytoczyć historię ich obojga cofnijmy się do roku 2009..
Chłopcy są wtedy młodymi,pełnymi życia ludźmi.Nic nie zapowiadało się co do pogorszenia stanu zdrowia Lou.Byli szczęśliwi.Siedzieli tego dnia w ich ukochanym miejscu..było to miejsce w którym oboje czuli się bezpiecznie.Harry rozłożył mały kocyk na pięknej zielonej trawie,kładąc następnie na nim koszyk pełen smakołyków,które zrobiły ich mamy.Louis złapał swojego chłopaka za rękę,a potem oboje zbliżali się do siebie coraz bardziej.Czuli swoje ciepłe oddechy na szyi.Oboje zapewne nigdy nie zapomną smaku tego pocałunku.Był szczery i prawdziwy.W tej chwili sami odpowiedzcie sobie na pytanie kim byli dla siebie..Jay Tomlinson kochała Harry'ego tak samo jak Louis.A Anne Cox kochała Louis'a tak samo jak on jej syna.Od zawsze wiedzieli,że są dla siebie stworzeni.Pocałunek był niezapomniany a Louis bardzo kochał usta Harry'ego.Można stwierdzić,że tego typu sytuacje były dla nich ukojeniem.Zapominali o Bożym świecie i po prostu pamiętali o jednym.. o miłości.Oboje oczywiście chodzili do szkół.Tam nikt nie wiedział o uczuciu jakim siebie darzą.Było to naprawdę przykre i trudne dla nich obojga.Wyobraź sobie..kochasz kogoś a nie możesz ukazywać mu tego przed znajomymi i innymi ludźmi.Nie możesz..dlaczego?Boisz się,że odrzucą i nie zrozumieją waszej miłości.Jak się czujesz?Serce kłuje,nie?Dlatego właśnie takie chwile w których mogli odizolować się od świata powszedniego były dla nich świętością.Ludzie to potwory,a wiesz czemu tak sądzę?Zapewne nie,ale czytaj z uwagą a się dowiesz.Feralnego dnia jak zwykle obaj chłopcy przychodzą do szkoły..mijają się na korytarzu jak chłodne cienie..podchodzą do swoich szafek.Louisa była naprzeciwko Harry'ego.Na nich nawieszone kartki z większym napisem"nie tolerujemy pedałów w naszej szkole" a pod nim drobne podpisy uczniów.Harry zatrzymał chwilę swoją dłoń na kartce i stał tak jakby serce pękło mu na pół..bo może i nawet tak było.Louis pobiegł ile sił w nogach w stronę toalety,a jego chłopak za nim.Upadł pod drzwiami i zaczął szlochać.Harry wiedział doskonale,że Lou to silny chłopak,zawsze podziwiał go za to.Sam nie wiedział co ma zrobić..więc uklęknął i chwycił delikatnie podbródek chłopaka.I szeptem rzekł " Nikt ani nic nie zniszczy naszej miłości".. Potem już tylko widział natychmiastowe zwiększenie się źrenic Louis'a i to jak upada..dalej nieco zaciemniło mu się przed oczami,ale wiedział,że musi coś zrobić.Był roztrzęsiony.Louis leżał na podłodze nieprzytomny i do tego nie wiedział co z nim.Więc wybiegł na korytarz..był pusty.Biegał i biegał ale nikogo nie było,aż na drodze stanęła mu jedna z pielęgniarek,która właśnie wybierała się do domu.Pomogła mu..przyjechała karetka i zawiozła Louisa do szpitala a tam zaczęło się piekło.Piekło które skończyło się 2 lata później.Właśnie tego dnia w szpitalu,kiedy lekarz powiedział,że operacja się udała.Potem ciągle odwiedzali Louisa,starali się by wrócił do normalności,ale on nie zdawał się do tego dążyć.Z dnia na dzień wyglądał coraz gorzej ale jego ukochane osoby nie zwracały na to zbytniej uwagi..myślały,że tak będzie przez dłuższy czas.Aż pewnego dnia Harry wybrał się ponownie do szpitala..poszedł powolnym krokiem do sali na której leżał jego chłopak.Znów poczuł jak serce podchodzi mu do gardła gdy zamiast swojego skarba zobaczył tylko pielęgniarkę zmieniającą zakrwawioną pościel.Czym prędzej pobiegł do lekarza Lou i spytał go wprost "Co stało się z Louisem Tomlinsonem?!" jego tętno było tak szybkie,że Harry nie mógł złapać tchu.Lekarz zacisnął jedną z pięści i powiedział.. "Pan Tomlinson był ciężko chory..miał chore serce i niedawno wykryto u niego raka.Był dorosły i prosił o nieinformowanie o tym swojej rodziny ani przyjaciół..błagał mnie o to a ja nie mogłem odmówić.Takie są prawa pacjenta".Harry zamarł."Co to znaczy..?"."Mój pacjent zmarł wczoraj..,naprawdę mi przykro".Gdybyście tylko widzieli twarz Harry'ego..to śniła by sie wam ta twarz co noc.Nie można opisać uczuć tego chłopaka.Bóg odebrał mu go..odebrał mu osobę,którą kochał nad życie.Harry długo zadawał sobie to pytanie "Dlaczego On?!"Nie radził sobie z tym..nie był w stanie przyjść na pogrzeb,nie miał siły.Matka starała się mu pomóc,ale odrzucał jakiekolwiek propozycje pomocy.Odizolował się od ludzi i nie rozmawiał z nikim.Kiedyś napisał list..nie wiadomo tak naprawdę po co skoro Louis nie żył,ale napisał go właśnie do niego.Treść listu brzmiała..:
"Drogi Louis'ie zapamiętałem Cię jako małego grubiutkiego chłopczyka biegającego ze mną po parku.Pamiętaj ,że Cię kocham i zawszę będę..nasza miłość jest wieczna i mam nadzieję,że o tym pamiętasz.Zbyt wiele pięknych chwil razem przeżyliśmy bym mógł je opisać,ale Ty doskonale je pamiętasz.Kochałeś je wspominać.Jestem pewny,że jest Ci dobrze gdziekolwiek jesteś i wyobrażam sobie,że mieszkasz w Francji..mieście miłości gdzie zawsze planowaliśmy wspólnie zamieszkać,że masz mały przytulny domek i czekasz na mnie.A moim zadaniem jest Cię znaleźć.Chyba kiedy nadejdzie czas spotkamy się,ale nie dziś.Dzisiaj dopiero poznajesz to miasto a jak się zadomowisz.. ja przyjdę."
Twój Harry.
Był 14 luty..walentynki.Dla chłopaka był to bardzo ciężki dzień i chciał by jak najszybciej się już skończył.Zawsze przypominał sobie jak wysyłali sobie piękne kwiaty z karteczkami w ten dzień.Dużo mineło od odejścia Louis'a ale i tak rana była zbyt głęboka.Z przemyśleń wyrwał go dzwonek do drzwi.Otworzył je a za nimi ujrzał dostawcę kwiatów z bukietem i karteczką,taką jak rok temu.Harry wziął podarunek i zdezorientowany odłożył bukiet.Jak najszybciej wziął telefon i wykręcił numer kwiaciarni..zapytał się o nazwisko Louis'a i kwiaty,które dostarczono..Kobieta odpowiedziała,że to nie pomyłka a owy pan zapłacił z góry za kwiaty na następne kilka lat i prosił ich o to byśmy je dostarczyli pod ten adres.Harry podziękował kobiecie za odpowiedź,odłożył słuchawkę i postanowił przeczytać karteczkę dołączoną do bukietu.Widniał na niej napis:
"Moja miłość do Ciebie jest wieczna "-Louis
********
Jak się Wam podobało? ;) Może być ta historia?Wiem to nie kolejny rozdział,ale za to dość dobry one shot.Oceńcie i jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarze.Kocham Was xx
~~ By Anka
-Nic ci nie jest kochanie?
Skarciła małego Harry'ego i powiedziała z podwyższonym tonem.."Harry nigdy więcej nie biegaj tak szybko,widzisz co z Lou?!".Mały chłopczyk zakrył rączkami twarzyczkę i uronił malutką łzę.Nie lubił gdy mama na niego krzyczała,a robiła to często od kąt odszedł tatuś.Mama mówiła,że tata ich już nie kocha i ,że Harry ma o nim zapomnieć.Było to naprawdę ciężki przeżycie dla tak małego dziecka.Na szczęście miał przyjaciela,ale o niego też się martwił.".
*wiele lat później*
Szpitalny korytarz..szare,smutne i przygnębione ściany.Harry siedział na jednym z krzeseł w korytarzu mocno zaciskając dłonie.Był tak bardzo wykończony.Serce biło tak szybko a z czoła ciekł mu pot chociaż wcale się nie ruszał.Oczy utknęły na jednym punkcie..wśród pustego korytarzu.Powoli uniósł dłoń by poprawić lok,padający na jego czoło..obok niego stała blada i przerażona pani.. Harry dobrze wiedział kto to.Przecież to część Louisa..Jego rodzina..tak to jego mama.Płacząca w ramię jego własnej matki.Wzrok obu kobiet był tak bardzo krępujący i oschły,że chłopak nie potrafił długo patrzeć się w ich zaszklone oczy.Od wielu godzin w głowie słyszał tylko jedno zdanie.. "Louis przeżyje".Tak zaczyna a może i kończy się historia.Mały grubszy chłopczyk u którego wykryto wadę serca i jego przyjaciel-całkiem zdrowy z loczkami na głowie..Po wielu godzinach walki o życie..lekarz wychodzi na korytarz.Twarze obu kobiet natychmiastowo pochyliły się ku niemu.
-Co z moim synem?!-krzyczała przerażona pani Tomlinson.
Doktor przełknął powoli ślinę i otarł pot z czoła.Harry uważnie słuchał słów lekarza i słyszał za razem bicie własnego serca.
-Operacja się udała,Louis żyje.-tylko tyle był w stanie powiedzieć,po tym jak wpatrywał się w zaszklone i pełne żalu oczy matki,która tak bardzo kocha swoje dziecko.
Harry popłakał się.Sam dziwił się,że nie zrobił tego wcześniej,ale tak właśnie łzy płynęły po jego bladych policzkach.Był szczęśliwy..pierwszy raz w życiu.
Tydzień później razem odwiedzają Lou w szpitalu.Delikatnie uchylając drzwi ujrzeli małą chudą już istotkę z podkrążonymi oczętami.Matki zbliżyły się powoli,Harry pozostał jednak w progu drzwi.Po tej ilości leków chłopak był naprawdę wycieńczony.Otworzył powoli oczy i uśmiechnął się na widok ukochanych osób.Pewnie macie teraz dużo pytań..skąd znają się obie kobiety i kim są dla siebie Louis i Harry?Odpowiedzi są tak skomplikowane i zarazem niesamowite,że lepiej usłyszeć je od nich samych. [..] matki postanowiły zostawić swoich synów.Harry powolutku usiadł obok przyjaciela..pogłaskał jego rękę..a następnie policzek.Louis był szczęśliwy.Już po wszystkim,już po tym piekle.Chłopak o lokowanych włosach z urzekającymi dołeczkami na twarzy miał 17 lat,Lou był 2 lata starszy.
Ale może by dokładnie przytoczyć historię ich obojga cofnijmy się do roku 2009..
Chłopcy są wtedy młodymi,pełnymi życia ludźmi.Nic nie zapowiadało się co do pogorszenia stanu zdrowia Lou.Byli szczęśliwi.Siedzieli tego dnia w ich ukochanym miejscu..było to miejsce w którym oboje czuli się bezpiecznie.Harry rozłożył mały kocyk na pięknej zielonej trawie,kładąc następnie na nim koszyk pełen smakołyków,które zrobiły ich mamy.Louis złapał swojego chłopaka za rękę,a potem oboje zbliżali się do siebie coraz bardziej.Czuli swoje ciepłe oddechy na szyi.Oboje zapewne nigdy nie zapomną smaku tego pocałunku.Był szczery i prawdziwy.W tej chwili sami odpowiedzcie sobie na pytanie kim byli dla siebie..Jay Tomlinson kochała Harry'ego tak samo jak Louis.A Anne Cox kochała Louis'a tak samo jak on jej syna.Od zawsze wiedzieli,że są dla siebie stworzeni.Pocałunek był niezapomniany a Louis bardzo kochał usta Harry'ego.Można stwierdzić,że tego typu sytuacje były dla nich ukojeniem.Zapominali o Bożym świecie i po prostu pamiętali o jednym.. o miłości.Oboje oczywiście chodzili do szkół.Tam nikt nie wiedział o uczuciu jakim siebie darzą.Było to naprawdę przykre i trudne dla nich obojga.Wyobraź sobie..kochasz kogoś a nie możesz ukazywać mu tego przed znajomymi i innymi ludźmi.Nie możesz..dlaczego?Boisz się,że odrzucą i nie zrozumieją waszej miłości.Jak się czujesz?Serce kłuje,nie?Dlatego właśnie takie chwile w których mogli odizolować się od świata powszedniego były dla nich świętością.Ludzie to potwory,a wiesz czemu tak sądzę?Zapewne nie,ale czytaj z uwagą a się dowiesz.Feralnego dnia jak zwykle obaj chłopcy przychodzą do szkoły..mijają się na korytarzu jak chłodne cienie..podchodzą do swoich szafek.Louisa była naprzeciwko Harry'ego.Na nich nawieszone kartki z większym napisem"nie tolerujemy pedałów w naszej szkole" a pod nim drobne podpisy uczniów.Harry zatrzymał chwilę swoją dłoń na kartce i stał tak jakby serce pękło mu na pół..bo może i nawet tak było.Louis pobiegł ile sił w nogach w stronę toalety,a jego chłopak za nim.Upadł pod drzwiami i zaczął szlochać.Harry wiedział doskonale,że Lou to silny chłopak,zawsze podziwiał go za to.Sam nie wiedział co ma zrobić..więc uklęknął i chwycił delikatnie podbródek chłopaka.I szeptem rzekł " Nikt ani nic nie zniszczy naszej miłości".. Potem już tylko widział natychmiastowe zwiększenie się źrenic Louis'a i to jak upada..dalej nieco zaciemniło mu się przed oczami,ale wiedział,że musi coś zrobić.Był roztrzęsiony.Louis leżał na podłodze nieprzytomny i do tego nie wiedział co z nim.Więc wybiegł na korytarz..był pusty.Biegał i biegał ale nikogo nie było,aż na drodze stanęła mu jedna z pielęgniarek,która właśnie wybierała się do domu.Pomogła mu..przyjechała karetka i zawiozła Louisa do szpitala a tam zaczęło się piekło.Piekło które skończyło się 2 lata później.Właśnie tego dnia w szpitalu,kiedy lekarz powiedział,że operacja się udała.Potem ciągle odwiedzali Louisa,starali się by wrócił do normalności,ale on nie zdawał się do tego dążyć.Z dnia na dzień wyglądał coraz gorzej ale jego ukochane osoby nie zwracały na to zbytniej uwagi..myślały,że tak będzie przez dłuższy czas.Aż pewnego dnia Harry wybrał się ponownie do szpitala..poszedł powolnym krokiem do sali na której leżał jego chłopak.Znów poczuł jak serce podchodzi mu do gardła gdy zamiast swojego skarba zobaczył tylko pielęgniarkę zmieniającą zakrwawioną pościel.Czym prędzej pobiegł do lekarza Lou i spytał go wprost "Co stało się z Louisem Tomlinsonem?!" jego tętno było tak szybkie,że Harry nie mógł złapać tchu.Lekarz zacisnął jedną z pięści i powiedział.. "Pan Tomlinson był ciężko chory..miał chore serce i niedawno wykryto u niego raka.Był dorosły i prosił o nieinformowanie o tym swojej rodziny ani przyjaciół..błagał mnie o to a ja nie mogłem odmówić.Takie są prawa pacjenta".Harry zamarł."Co to znaczy..?"."Mój pacjent zmarł wczoraj..,naprawdę mi przykro".Gdybyście tylko widzieli twarz Harry'ego..to śniła by sie wam ta twarz co noc.Nie można opisać uczuć tego chłopaka.Bóg odebrał mu go..odebrał mu osobę,którą kochał nad życie.Harry długo zadawał sobie to pytanie "Dlaczego On?!"Nie radził sobie z tym..nie był w stanie przyjść na pogrzeb,nie miał siły.Matka starała się mu pomóc,ale odrzucał jakiekolwiek propozycje pomocy.Odizolował się od ludzi i nie rozmawiał z nikim.Kiedyś napisał list..nie wiadomo tak naprawdę po co skoro Louis nie żył,ale napisał go właśnie do niego.Treść listu brzmiała..:
"Drogi Louis'ie zapamiętałem Cię jako małego grubiutkiego chłopczyka biegającego ze mną po parku.Pamiętaj ,że Cię kocham i zawszę będę..nasza miłość jest wieczna i mam nadzieję,że o tym pamiętasz.Zbyt wiele pięknych chwil razem przeżyliśmy bym mógł je opisać,ale Ty doskonale je pamiętasz.Kochałeś je wspominać.Jestem pewny,że jest Ci dobrze gdziekolwiek jesteś i wyobrażam sobie,że mieszkasz w Francji..mieście miłości gdzie zawsze planowaliśmy wspólnie zamieszkać,że masz mały przytulny domek i czekasz na mnie.A moim zadaniem jest Cię znaleźć.Chyba kiedy nadejdzie czas spotkamy się,ale nie dziś.Dzisiaj dopiero poznajesz to miasto a jak się zadomowisz.. ja przyjdę."
Twój Harry.
Był 14 luty..walentynki.Dla chłopaka był to bardzo ciężki dzień i chciał by jak najszybciej się już skończył.Zawsze przypominał sobie jak wysyłali sobie piękne kwiaty z karteczkami w ten dzień.Dużo mineło od odejścia Louis'a ale i tak rana była zbyt głęboka.Z przemyśleń wyrwał go dzwonek do drzwi.Otworzył je a za nimi ujrzał dostawcę kwiatów z bukietem i karteczką,taką jak rok temu.Harry wziął podarunek i zdezorientowany odłożył bukiet.Jak najszybciej wziął telefon i wykręcił numer kwiaciarni..zapytał się o nazwisko Louis'a i kwiaty,które dostarczono..Kobieta odpowiedziała,że to nie pomyłka a owy pan zapłacił z góry za kwiaty na następne kilka lat i prosił ich o to byśmy je dostarczyli pod ten adres.Harry podziękował kobiecie za odpowiedź,odłożył słuchawkę i postanowił przeczytać karteczkę dołączoną do bukietu.Widniał na niej napis:
"Moja miłość do Ciebie jest wieczna "-Louis
********
Jak się Wam podobało? ;) Może być ta historia?Wiem to nie kolejny rozdział,ale za to dość dobry one shot.Oceńcie i jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarze.Kocham Was xx
~~ By Anka
Subskrybuj:
Posty (Atom)